Organizacje pozarządowe i samorządy terytorialne są na siebie skazane – działają dla tej samej społeczności lokalnej i często w tych samych obszarach, od kultury po pomoc społeczną. Ustawa gwarantuje NGO miejsce przy samorządowym stole, ale czy w praktyce relacje te przypominają prawdziwe partnerstwo, czy raczej sprowadzają się do biurokratycznej formalności? W Krakowie ponad 82% organizacji deklaruje, że współpracuje z innymi NGO, co pokazuje chęć do współdziałania oddolnie. A jak wygląda współpraca „oddolnych” z „górą” – organizacji z władzami lokalnymi? Przyjrzyjmy się modelom współpracy samorząd–NGO: czy miasta traktują trzeci sektor jak partnerów, czy tylko petentów od dotacji?
Współpraca obowiązkowa – ramy prawne i rzeczywistość
Polskie prawo dość jasno określa podstawy współpracy między administracją publiczną a organizacjami. W myśl ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, władze publiczne mają obowiązek współdziałać z podmiotami prowadzącymi działalność pożytku publicznego. Przejawem tego jest m.in. zlecanie NGO realizacji zadań publicznych (poprzez konkursy dotacyjne) oraz konsultowanie z nimi lokalnych polityk. Co więcej, samorządy powiatowe i gminne muszą co roku uchwalać program współpracy z organizacjami pozarządowymi, określający zasady i priorytety tej kooperacji. W praktyce niemal wszystkie miasta i powiaty takie programy przyjmują – już w 2009 r. robiło to ok. 90% samorządów w Polsce. Na papierze wygląda to dobrze: są wydziały lub pełnomocnicy ds. NGO, są Rady Działalności Pożytku Publicznego jako ciało dialogu (również wymagane ustawą), odbywają się konkursy ofert.
Rzeczywistość bywa jednak różna w zależności od miejsca. Pytanie brzmi: czy te mechanizmy działają tylko fasadowo, czy realnie wpływają na partnerstwo? Badania zespołu Klon/Jawor sugerują, że współpraca samorządów z NGO wciąż koncentruje się głównie na przekazywaniu funduszy, a rzadziej na dialogu. – W relacjach samorządu z organizacjami obszar współpracy finansowej dominuje. Współpraca pozafinansowa jest obecna, ale nie tak powszechna – przyznają badaczki Marta Gumkowska i Julia Bednarek. Innymi słowy, łatwiej dostać dotację niż wpłynąć na politykę lokalną. Program współpracy bywa uchwalony, lecz mało kto poza urzędem o nim wie; konsultacje często sprowadzają się do odhaczania wymogów, a nie realnej debaty. W mniejszych gminach zdarza się, że współpraca ogranicza się do jednego konkursu rocznie i rozdysponowania skromnych środków – trudno tu mówić o partnerstwie, raczej o jednostronnym „rozdawnictwie” środków publicznych na cele społeczne.
Dobre praktyki: Kraków, Warszawa i inni liderzy
Na szczęście są miasta, które stawiają na prawdziwe partnerstwo z trzecim sektorem. Stolica często podawana jest jako wzór: działa tam ponad 7,8 tys. NGO, a ponad tysiąc organizacji współpracuje bezpośrednio z urzędem miasta przy realizacji zadań publicznychl. W 2023 r. Warszawa zleciła organizacjom 3053 różnego rodzaju zadań – od prowadzenia domów kultury po pomoc bezdomnym – wydając na to 328,2 mln zł dotacji. To skala nieporównywalna z mniejszymi miastami, ale ważne jest też, jak ta współpraca przebiega. W Warszawie istnieje rozbudowany system dialogu: działają dzielnicowe i branżowe Komisje Dialogu Społecznego, gdzie NGO i urzędnicy spotykają się przy jednym stole. Funkcjonuje także Warszawska Rada Pożytku Publicznego – ciało doradcze złożone z przedstawicieli NGO i radnych, opiniujące ważne decyzje (np. założenia konkursów dotacyjnych, strategie miejskie). To wszystko pozwala organizacjom mieć głos, choć – jak przyznają badacze – nie zawsze ten głos jest w pełni słyszany. Co prawda narzędzia dialogu istnieją, ale ich jakość bywa oceniana zaledwie na tróję w szkolnej skalipublicystyka.ngo.pl. Same organizacje mówią wprost: chcielibyśmy mieć większy wpływ na decyzje, a nie tylko opiniować to, co już urząd przygotował. Niemniej sam fakt, że takie opinie są artykułowane i zbierane, świadczy o pewnej kulturze współpracy.
Kraków także stara się rozwijać partnerstwo. Od lat funkcjonuje tu pełnomocnik prezydenta ds. współpracy z NGO, działa Centrum Obywatelskie (prowadzone przez organizacje na zlecenie miasta) wspierające inne NGO informacyjnie i szkoleniowo, jest Miejska Platforma Internetowa ngo.krakow.pl do komunikacji. Co ważne, Kraków nie poprzestaje na rocznych programach – radni właśnie przyjęli Wieloletni Program Współpracy na lata 2025–2028, który wyznacza strategiczne cele. Jego głównym założeniem jest poprawa jakości komunikacji między miastem a sektorem pozarządowym oraz zwiększenie udziału NGO w rozwoju Krakowa. Program ten powstał po konsultacjach z organizacjami i przy udziale miejskiej Rady Pożytku, co dobrze rokuje na przyszłość. Już teraz Kraków chwali się, że w jego zasobach ponad 300 lokali wynajmuje NGO na preferencyjnych warunkach (to też forma współpracy pozafinansowej). Działa tu miejska Konkurs Grantowy obejmujący wiele dziedzin, a w komisjach oceniających oferty zasiadają przedstawiciele organizacji – to buduje zaufanie do transparentności procesu.
Inne miasta również mają swoje dobre praktyki. Np. we Wrocławiu funkcjonuje Wrocławska Rada Pozarządowa jako federacja NGO, będąca partnerem dialogu dla magistratu. Gdańsk słynie z otwartości na inicjatywy obywatelskie – NGO współtworzą tam chociażby budżet obywatelski czy prowadzą domy sąsiedzkie finansowane przez miasto. Poznań z kolei poszedł o krok dalej i przekazał organizacjom cały odnowiony budynek w centrum miasta na siedziby – symboliczny gest zaufania i wsparcia. Takie przykłady pokazują, że jeśli samorząd traktuje NGO jak partnera, to zyskują obie strony: miasto ma efektywniej realizowane usługi publiczne, a organizacje – lepsze warunki działania i realny wpływ na decyzje.
Partnerstwo z prawdziwego zdarzenia – co jest potrzebne?
Co odróżnia autentyczne partnerstwo od pozorowanej współpracy na papierze? Przede wszystkim podejście i mentalność. W modelu partnerskim urzędnicy rozumieją, że organizacje to nie petenci „po prośbie”, ale równorzędni gracze, dysponujący wiedzą ekspercką i bliskim kontaktem z mieszkańcami. Coraz częściej słyszy się w samorządach, że NGO to ważny współtwórca lokalnych polityk – w obszarach takich jak kultura, edukacja pozaformalna, pomoc społeczna czy ekologia. Gdy wybuchła pandemia czy kryzys uchodźczy, to właśnie organizacje pozarządowe pierwsze reagowały i docierały tam, gdzie administracja miała trudności – warto, by ta ostatnia o tym pamiętała przy podziale środków i miejsc przy stole decyzyjnym.
Z drugiej strony, partnerstwo wymaga również dojrzałości od samych organizacji. Muszą one wychodzić z roli wyłącznie „wnioskodawców dotacyjnych” i odważniej artykułować własne pomysły na rozwiązania lokalnych problemów. Jak zauważają członkowie warszawskich komisji dialogu, często NGO w takich gremiach są reaktywne – zgłaszają uwagi do projektów urzędu, ale rzadko inicjują własne propozycje zmian Być może brakuje im wiary, że ich głos coś zmieni, albo czasu i zasobów, by formułować stanowiska. Jednak bez aktywności oddolnej nawet najlepsze narzędzia dialogu będą puste. Partnerstwo zakłada obustronną odpowiedzialność i inicjatywę. Wymaga także pewnej profesjonalizacji po stronie NGO – np. umiejętności merytorycznego wypowiadania się w konsultacjach czy znajomości procedur samorządowych. Tutaj z pomocą mogą przyjść federacje i porozumienia organizacji, które wyręczą pojedyncze stowarzyszenia w śledzeniu urzędowych zawiłości i reprezentowaniu ich interesów.
Na koniec nie zapominajmy o czynniku ludzkim. Często to konkretne osoby – otwarci urzędnicy, charyzmatyczni liderzy NGO – budują mosty zaufania. Jeśli w gminie uda się stworzyć atmosferę współpracy zamiast rywalizacji, wtedy formalne ramy (programy, rady, konsultacje) zyskują treść. Tam, gdzie obie strony widzą w sobie sprzymierzeńców w pracy dla mieszkańców, mniej czasu marnuje się na biurokrację i przepychanki, a więcej na realne działania. Partnerstwo staje się faktem, a nie sloganem.
Partnerstwo w budowie – wnioski dla przyszłości
Czy polskie samorządy i NGO są skazane na „małżeństwo z rozsądku”, czy mogą stworzyć harmonijny duet? W wielu miejscach widać już zalążki dojrzałego współdziałania. Jednak droga do powszechnego partnerstwa jest jeszcze długa. Wciąż zdarza się, że organizacje czują się petentami, a urzędy postrzegają je nieco z góry, jako wykonawców zadań za pieniądze, zamiast pełnoprawnych współautorów polityk lokalnych. By to zmienić, potrzeba zmiany kultury organizacyjnej po obu stronach.
Dobrze rokuje fakt, że coraz więcej miast (jak Kraków, Poznań, Warszawa) wpisuje do swoich strategii i programów słowo „partnerstwo” i podejmuje konkretne kroki, by nadać mu znaczenie. Przejawia się to w realnym zwiększaniu wieloletniego finansowania, udostępnianiu infrastruktury, wspólnym planowaniu czy choćby docenianiu roli NGO w oficjalnych wystąpieniach władz. Jeśli ten trend się utrzyma, za kilka lat współpraca samorządu z trzecim sektorem może przestać budzić pytanie „partnerstwo czy formalność?” – stanie się po prostu oczywistym standardem działania lokalnej społeczności, gdzie różne podmioty razem pracują dla wspólnego dobra.